czwartek, 31 października 2013

READ - Informacja

Dzisiaj trochę informacji, a normalny tekst winien ukazać się tradycyjnie w sobotę. Otóż piszę również trochę do internetowego magazynu READ od nowego, drugiego numeru. Co miesiąc będziecie mogli również i tam poczytać trochę moich wypocin, choć będą one ukierunkowane trochę bardziej w słuchacza "nierapowego".  W tym numerze artykuł o raperach kultury,a co i kto kryje się za tym dziwnym mianem zobaczycie w trakcie czytania.



LINK: Drugi Numer
LINK: Fanpage na Facebooku

środa, 30 października 2013

Rover - Odźwierny (2013) - Recenzja

Niestety recenzowanie debiutu reprezentanta Step Records nie należy do łatwych rzeczy. Rover to gość z ogromnymi ambicjami, który pisze w sposób istnie mistrzowski. Jednak tak jak w przypadku Gonix coś tutaj nie gra, i o tym czymś dzisiaj poopowiadam.



28-latek może być szerzej znany w środowisku podziemnym dzięki dwóm materiałom, odpowiednio "Kalejdoskopem Wspomnień" z roku 2011, oraz "24" z roku poprzedniego. Zwłaszcza ten drugi album został szczególnie ciepło przyjęty. Jednak dajmy eks-członkowi High Time Label swoistą czystą kartę, którą zapełni wersami swojego debiutu. Idąc tym tropem przyjrzyjmy się na początek stronie tekstowej krążka. Tak jak pisałem wcześniej, Rover w niektórych momentach równa do najlepszych w tej branży. Potrafi być nienachalny w swoim ekshibicjonizmie i używa go wybitnie jako środka wyrazu, gdyż słucha się tego w sposób uważny i interesujący. To bardzo ważne na krążku takim jak ten, w stylistyce dosyć ponurej i melancholijnę debiutanta, który inaczej niż większość "młodych talentów" pokroju B.R.O. czy Z.B.U.K.-a ej. W kawałkach buduje pewien spójny klimat,nie ważne czy jest to otwierająca  "Autobiografia", wojenno - obozowa "Koperta", czy w moim odczuciu najlepsze na płycie "Pęknięcie" .Widoki, które przed nami rozpościera są czasem bardzo oddziałujące na słuchacza. Zatrzymajmy się na chwilę przy tym ostatnim kawałku. Na jego przykładzie możemy świetnie zaobserwować pewną dużą zaletnie popada w kwadratowe wersy wypełnione pustymi frazesami oraz nastoletnimi problemami. Miłosna tematyka "Pęknięcia" nie jest pułapką, gdyż autor opowiada z właściwą dojrzałością. Jednak tu pojawia się pierwszy zgrzyt, a raczej niesłychana chimeryczność. Obok wyżej wymienionych  kawałków znajdziemy niesłychanie tragiczne (tekstowo) tracki, taki jak zdecydowanie najgorszy na płycie "Surrealizm" . Nakreślane zjawiska budzą śmiech zażenowania, kto nie zaśmiał się przy wersie "co sprawia,że brat Magdy to pedał ?" ręka w górę. Jak na chęć bycia czymś świeżym, swoiste dublowanie tracków, tak jak m.in.  w przypadku dwóch pierwszych jest dosyć słabe, ale jest to niesamowicie popularny trend jeśli chodzi o polski rap. Przy takiej ilości metafor i konstrukcji zdarzy się Roverowi spudłować, jak w przypadku "Roadtrip 2", czy składać sprawnie ale bez celu jak w "Dźwiękach" . Szkoda, gdyż to zaburza na pewno odbiór reszty, która na dobry odbiór zasługuje z pewnością.

Kolejnym "zakłóceniem" na linii Raper - odbiorca jest chybotliwe flow tego pierwszego. Nie wiem czy wynika to z wady zgryzu/wymowy, albo ze zbyt małej ilości prób z bitem, ale często ma się wrażenie iż Rover trzyma się bitów dość kurczowo, trudno jest mu z niego nie wypaść. Jednak bity do łatwych nie należą, gdyż mimo dosyć hip-hopowego brzmienia jest kilka wariacji, które powodują, iż zadanie rapowania na nich wcale nie należy do prostych.

Jeśli jesteśmy przy bitach, to warto poruszyć tę kwestię, niestety nie będą to propsy. Reprezentant Step Records w połowie z 14 numerów wybrał bity nieznanego szerzej Sakiera, który niestety poległ na całej linii. Pianikowo - trueschoolowe wejścia oraz płaskość i matowość bitu nie pomagają popychać treści do przodu. Bity RX,Bob Air'a, Pawbeatsa czy SoDrumatica są przyjemną odskocznią i niestety potęgują słabość młodego bitmejkera - wyżej wspomniane "Pęknięcie" . Brzmienie autorstwa tych ostatnich wywołuje właściwe emocje, oraz stwarza świetną otulinę dla nawijki głównego aktora, który wspomagany jest wyłącznie na refrenach przez Wdowę, Alicetę i Lukę.

28-latek jest idealnym przykładem dla dosyć wyświechtanego, acz nadzwyczaj skutecznego zabiegu recenzentów polskiego rapu, mianowicie chodzi tutaj o skrócenie. Gdyby materiał ten był 8-trackową EP-ką mielibyśmy spokojnie pierwszą dziesiątkę w kategorii album roku. Jednak przy obecnych realiach wypada życzyć dalszego progresu i lepszego ucha do bitów.

Ocena: 6/10



niedziela, 27 października 2013

Deobson - Oddycham (2013) - Recenzja

Annuntio vobis gaudium magnum ! W końcu otrzymaliśmy udany powrót ! Powrót bez podłączonego do kroplówki oldschoolu, miernych częstochowskich rymów, czy braku flow. Deobson przypomina się swoim zimnym i dojrzałym krążkiem, jednocześnie pokazując, iż został skreślony bezpodstawnie.




Reprezentant Urban Rec. urządza comeback 8 lat po ostatnim wydawnictwie, bodaj jednym z najbardziej wyklętych i pomijanych w historii rapu nad Wisłą. Płyta "deobedena.com" wydana wraz z producentem Deną (wcześniej Elemer) została wyklęta z kilku powodów. Po pierwsze wydawnictwo, chodzi tu oczywiście o UMC, czyli macierz takich tuzów jak Verba, Liber, czy Jeden Osiem L. Odbiór gdy widzi się takie towarzystwo rapera może się znacznie ochłodzić. Jednak duet pogrążył  klip (cóż za kuriozum, klip!) do skądinąd świetnego numeru,jakim jest "Ten czas W Tym Miejscu" . I tak zamknięte głowy znacznej części słuchaczy pominęły to bardzo dobre, wysmakowane  wydawnictwo, a scena straciła jednego z bardziej stylowych MC. Teraz ten sam człowiek wraca, i jest to powrót równie dobry jak poprzedni krążek.

Jednak na "Oddycham"  wesoło nie jest. Przez dwanaście utworów otrzymujemy dużą garść mocnych oraz gorzkich słów. Zgodnie z tym co mówi się w otwierającym "Stawiam sprawę jasno" płyta ta jest swoistym oczyszczeniem artysty. Artysty, który nie jest już osobą młodą i pozbawioną głębszych moralnych wyborów, a kimś kto swoje przeszedł, swoje wie, oraz ma świadomość tego co mówi. Potężna dawka ekshibicjonizmu pozwala nam doświadczyć przelotu przez życie prywatne rapera, o jego problemach związanych z odbiorem poprzedniej płyty, moralnych wyborów między wolnością a dobrobytem zapewnianym przez pracę w korporacji, problemów ze śmiercią bliskich,a także szerszym, wręcz publicystycznym spojrzeniem na świat. To problemy dorosłego człowieka, nie szesnastoletniego klubowicza. Mimo tak długiej przerwy Deobson nie utracił zdolności trafiania w punkt i malowania obrazów słowem. Nie uświadczymy tutaj i słabych rymów, czy truizmów. Nie uświadczymy również prawienia morałów, raczej zwykłych, acz niesamowicie celnych obserwacji, które trafiają do umysłu słuchacza.

Warstwa muzyczna jest równie spójna co warstwa tekstowa. Raper powierzył ją dobrze znanemu wszystkim BobAir'owi, który tylko w trzech numerach ustąpił pola PTK, Pawbeats'owi i Piterowi. Jest klasycznie, jednak nie przestarzale. Wysmakowane produkcje niesamowicie budują klimat, stwarzając bardzo dobrą bazę dla gospodarza. Bity nie zlewają się w całość, jak to bywa często przy takich albumach. Podobnie jest z flow gospodarza, które mimo iż pozbawione fajerwerków nie nuży, a dzięki ciekawemu głosowi potrafi wciągnąć na dłużej. 


Mimo tak osobistego materiału, na płycie obecna jest spora liczba gości. Te-Tris w "Serce Inaczej Pompuje Krew" , oraz Zeus z HuczuHuczem w " Patrzę na Świat" wybijają się ponad przeciętną, oraz usuwają w cień Tek'a Maz'a, Eskaubei,Shota,Pitera i Rovera. Co do partii śpiewanych, solidnie zaprezentowali się Aiwka oraz Danny, który zapowiada się na jednego z etatowych "refrenowców" na naszej scenie, coś jak Mes z czasów poprzedniego boomu na hip-hop.

Miejmy nadzieję,iż inni planujący powrót raperzy zastanowią się trzy razy po przesłuchaniu tego materiału. Deobson oprócz bycia pewnym człowiekiem jest także pewnym siebie raperem, znającym swoje możliwości. Oby nie skończyło się tylko na jednym krążku.


Ocena: 6,5/10

wtorek, 22 października 2013

Gonix - Funky Cios, Sexy Głos (2013) - Recenzja

Debiutująca gorzowianka już za sprawą przedpremierowych singli wywołała w środowisku burzę sporych rozmiarów. Szerzej niezbyt znana, kojarzona w zasadzie tylko przez gościnne występy u Smagalaz i Wdowy. Zapowiadał się materiał trudny w odbiorze, zróżnicowany, brzmieniowo mocno niehiphopowy. 



Co do tego, że Małgorzata jest raperką nie ma wątpliwości. Podobnie jak do tego,że jej debiut jest wydawany nakładem Szpadyzor Records. Dlaczego o tym mówię ? A dlatego, iż  "FC,SG" posiada ten sam zbiór zalet i wad, co większość pozostałych wydawnictw poznańskiej wytwórni. Mamy tutaj sprawnie operującego flow mistrza ceremonii , dobre i solidne bity, oraz słabą warstwę tekstową.  To, że na tej płycie doświadczamy tego w większych ilościach niż zwykle jest bez znaczenia.

Lecz zanim sobie ponarzekamy, skomplementujmy trochę debiutantkę, bo jest za co. Gonix pokazuje, iż angażu nie dostała tylko i wyłącznie ze względu na swoją płeć (vide Guova), a z powodu swoich umiejętności. 11 tracków pokazują jak ogromnym flow dysponuje gorzowianka. Płynnie przechodzi między zwyczajnym rapowaniem, melorecytacją a śpiewem, 9/10 w skali Mesa. Ona oraz jej zmienny i żywy głos doskonale komponują się i odnajdują na niesamowicie zróżnicowanych podkładach. Co do nich, czegóż tutaj nie mamy. Od potężnej elektroniki ("Ego trippin"), przez dance i eurodance ("Sposoby"), czy soul oraz R'n'b (przepełnione klimatem "Trzy") . Za  wysmakowane,co trudne przy takich klimatach  bity odpowiadają w znacznej części Melody Group, oraz P.A.F.F. . Swoją drogą ten drugi powinien być doceniony dużo bardziej niż jest, bo jego szerokie elektroniczne horyzonty budzą podziw. Swoje trzy grosze dołożyli również Zielas, Grrracz, oraz Makul. Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednym, równie ważnym aspekcie albumu, zwłaszcza albumu debiutanta. Jest nią charyzma, którą Gonix posiada bez wątpienia. Ma określony styl,jest "jakaś". Słucha jej się z zainteresowaniem, a emocje, które puszcza w eter są prawdziwe.

Obraz raperki jest prawie pełen, a moje powyższe słowa z pewnością nie odbierają chęci do przesłuchania "FC,SG", a wręcz przeciwnie. Jednak jeśli wyobrazimy sobie sytuację, w której na kartce papieru mamy wypisaną listę zalet tego albumu, to minus gremialny posłużyłby nam jako czerwony marker, którym skreślilibyśmy co najmniej połowę superlatyw. Tak jak napisałem wyżej, chodzi oczywiście o teksty. Teksty, które są skazą naprawdę poważną. Kilkukrotnie, na przecież nie tak długim wydawnictwie,  potrafią zepsuć cały efekt,a przecież słuchamy nie tylko dla brzmienia. Często wersy pani G. są na poziomie niegodnym oficjalnego wydawnictwa i nawet, tzw. kobiece podejście do rapu nie usprawiedliwia lapsusów. I sławione używanie "Trudnych Słów" sprowadza się do niesamowicie irytujących zdrobnień, częstochowskich rymów, czy nazbyt popowych stylistyk tekstowych. Tematyka również nie należy do rzeczy godnych pochwały,ot sporo mdłych feministycznych podjazdów, oraz braggi. Na tym tle wyróżnia się emocjonalny i intrygujący "Trzy". Naprawdę, intelektualnych meandrów nie ma.

Koniec końców otrzymujemy raperkę prawie kompletną, ze swoim charakterem, jednak w moim odczuciu potrzebującą kogoś, kto stanie nad nią i podpowie a propos niektórych zagadnień - coś jak Mes wśród swoich alkopoligamicznych  żbików, a szkoda, bo płyta została pozbawiona swojego rewolucyjnego charakteru przez wyżej wspominaną warstwę tekstową.

Ocena: 6/10

poniedziałek, 14 października 2013

O.S.T.R. & Hades vs Tede & Diox (Potwierdzone Info) [Zestawienie #1]

W pierwszym odcinku mojego nowego cyklu chciałbym zestawić ze sobą wydawnictwa dwóch najważniejszych  duetów w polskim hip-hopie w roku obecnym. W żadnym razie nie chodzi mi tutaj o poziom materiału, a o wskaźnik popularności czy stażu na naszej scenie. Obie płyty były czymś mocno oczekiwanym w środowisku, oraz stały się przedmiotem wielu dyskusji zarówno przed, jak i po premierze. W tym zestawieniu nie uwzględniam komercyjnego sukcesu żadnego z albumów.



Bez wątpienia "HAOS" oraz "Przypadek? #Niesondze" to diametralnie różniące się krążki. Jednak mniej lub bardziej,nie tylko przez wspólne korzenie raperów,  mają kilka punktów wspólnych i zadanie porównania ich nie powinno być czymś problematycznym. Żeby dobrze zarysować różnicę, o której piszę, trzeba ustalić ogólną formę stylistyczną albumów. I gdy PI to przede wszystkim luźne kawałki  w mocno mixtapowej formie (z resztą mixtape był pierwotnym założeniem obu panow), to duet warszawsko - łódzki uderza w nas poważnymi i refleksyjnymi tekstami. I w tej dziedzinie bezsprzecznie triumfują ci pierwsi. Dlaczego ? A no dlatego,iż słuchacz w tej mocno chilloutowej stylistyce  nie męczy się, zupełnie inaczej niż w przypadku "HAOS-u" . Niedobór treści wygrał tutaj z jej nadmiarem, zwłaszcza jeśli podany jest on w tak toporny sposób jak u Ostrego i Hadesa. Powaga tego  materiału to kolos na glinianych nogach, który raz po raz się chwieje pod natłokiem idiotycznych treści, o których później. 1:0 dla 2/3 składu Potwierdzone Info.

Następną i nie mniej ważną kwestią są bity. Tutaj decyzja jest dość jednoznaczna. Lekki i letni boom-bap zaserwowany przez nadwornego producenta Wielkie Joł, nawet jeśli na dobrym i równym poziomie (Sir Michu co za rok!), nie ma szans równać się z brudnym i zakurzonym Nowym Jorkiem Ostrego i  Killing Skills, na dodatek wspieranych przez Druminlaza. Najlepsze na październikowym "P? #N" "Nowy Rok" czy "Potwierdzone Info" wypadają gorzej niż przepotężny "Stary Nowy Jork" albo chwytający za serce "Czas Dużych Przemian". Widoczna również jest rola podkładów jeśli chodzi o całość. Przy duecie warszawiaków są one bujającym,ale mimo wszystko tłem (co nie jest wadą przy takim albumie). Natomiast w drugim przypadku bity grają dużo większą rolę, po raz kolejny udowadniając wyższość łodzianina - producenta nad łodzianinem - raperem. Punkt dla Hadesa i Ostrego.

Kolejną rzeczą istotną jest chemia między raperami. Cóż to za duet, który nie uzupełnia się, a obecność drugiego artysty wyłącznie ogranicza tego pierwszego ? Pozornie tutaj mamy remis, oba duety świetnie się dogadują, oba duety to raperzy o dobrym warsztacie i wyklarowanych poglądach. Jednak nie tylko o zgodność tutaj chodzi,a o pewien głód. Głód, który wyzwala pewną konfrontację, pewną inność. Możemy to zaobserwować przy współpracy Tedego i Dioxa. Panowie mają inne podejście do spraw,ich style są wyraźnie różne co słychać w każdym aspekcie. Te dwie różniące się we właściwym stopniu siły przecinają się w najważniejszych sprawach,co owocuje zmiennością i płynnymi wymianami na mikrofonie. Ich "oponenci" w tym aspekcie są wyraźnie słabsi. Ich zgodność jest nużąca, a dla słuchacza spoza środowiska ci dwaj MCs często mogą się po prostu zlewać. 2:1 dla Tedego i Dioxa.

Jeśli chodzi o flow to kilka krótkich zdań wystarczy. Jak wiemy Pan Tedeusz przy swojej ostatniej solówce diametralnie je zmienił, lecz nie wyróżnia się nazbyt nad pozostałą trójkę. Każdy z nich reprezentuje dobry poziom w tym aspekcie, nie jest to może poziom Bisza czy Zeusa, ale słucha się tego dobrze. 2:1 (nadal).

A teraz mój osobisty faworyt,  crème de la crème jeśli chodzi o rap, czyli teksty. I jeśli szukacie tutaj jakichś lirycznych wyżyn to z góry uprzedzam, rozczarujecie się. Ani jedni, ani drudzy nie prezentują wysokich umiejętności (na tej płycie) w tym temacie. Jednak podłoże takiej a nie innej sytuacji jest zgoła odmienne w obydwu przypadkach. Jeśli chodzi o warszawski duet, widać luz jeśli chodzi o treść,nie przywiązywanie do niej jakiejś ogromnej wagi kosztem mixtape'owego klimatu. Raperzy sentymentalizują: czy to o mieście, czy o przeszłości. Zdarza im się również sypnąć jakimś bragga,tudzież używkową historią. Numerami wyrożniającymi się od reszty, oprócz singli są: "Potwierdzone Info" , "Oszukać Czas" (ciekawy patent z nawijką Jacka G. żywcem wyjętą z jego debiutu) , oraz "Mefedron" (udana kontynuacja legendarnego "Aluminium".  Szkoda,iż tak mało. Ja,podobnie jak większość, liczyłem, że TDF pociągnie w górę lirykę Dioxa. Obawy słuchaczy wobec tego drugiego okazały się przesadzone. Owszem, nie zmienił się nazbyt, acz kwiatki w wersach zdarzają się dużo rzadiej niż na poprzednich materiałach i takich "twój DJ to piccolo" nie ma nazbyt wiele. Kompletnie inaczej jest u pozostałej dwójki. Teksty również są w większości pozbawione treści, jednak nie jest to efekt zamierzony,oj w żadnym wypadku. Ostry z Hadesem wchodzą w rolę poważnych obrońców wartości i hip-hopu, walcząc z wyimaginowanymi wrogami. Ich walka w "Starym Nowym Jorku" budzi tylko uśmiech politowania i zażenowanie, gdy Hades wyklina Lil Wayne'a czy J Cole'a, którzy jak wiemy będą zawsze nieosiągalni poziomem dla członka HiFi Bandy. Festiwal suchych wersów trwa i na końcu ciężko jest wybrać zwycięzce. A pojedyncze, pozytywne wyjątki, jak przytaczany wcześniej "Czas Dużych Przemian" nie są w stanie puścić w niepamięć wersów w stylu "Miękkie zdanie, psa jebanie w chorą gębę". Oprócz tego mamy charakterystyczne dla reprezentanta Asfaltu lanie wody i truizmów, oraz wyrzekanie się pieniędzy w co drugim numerze. Jednak,jak już wspominałem, tekstowo w żadnym przypadku nie uświadczyliśmy równego i dobrego poziomu. 3:1.

Teraz, po dogłębnej analizie możemy zastanowić się nad wspólnymi zaletami i wadami obu materiałów. Dysproporcja poszczególnych aspektów nie jest w tym przypadku ważna. Na opisywanych dwóch krążkach z pewnością uświadczymy porcji dobrych, skrojonych na miarę podkładów, zamkniętej i spójnej całości, oraz dobrej współpracy obydwu artystów. Jednak jeśli chcemy uświadczyć czegoś innowacyjnego na polskiej scenie,czy szukać dobrych wywodów myślowych to tutaj ich nie uświadczymy. Potwierdzone Info przygotowało dla nas płytę bardzo letnią, nie zmuszającą do refleksji, natomiast wydawnictwo łodzianina  i warszawiaka obfituje w tematykę dużo poważniejszą.

I kończąc temat, dołączam podsumowujące zestawienie obydwu płyt, wg mojego klucza:
 
Tede & Diox:                                                                                                  O.S.T.R. & Hades:
- większa chemia między raperami,                                                                 - lepsze bity
- minimalnie lepsze teksty,
- lepsze poruszanie się po
obranej stylistyce.  







sobota, 12 października 2013

Mam Na Imię Aleksander - Nie Myśl O Mnie Źle (2013) - Recenzja

Pierwsza połowa roku była niezbyt owocna dla polskiego hip-hopu. Oprócz kilku dobrych wydawnictw nie dostaliśmy niczego, co wywołałoby jednoznacznie zachwyt środowiska. Teraz jest inaczej. Wiele ważnych płyt zostało zapowiedzianych na tą jesień, co może oznaczać naprawdę świetny okres. Tą,miejmy nadzieję złotą jesień otworzył Aleksander. Jak poradził sobie ten młody MC ?



Dobrze, a jest to trudne zadanie w obliczu tylu oczekiwań od debiutujących na rynku. Skupił swoją uwagę mocnymi singlami, po czym przekonuje,że wydanie  czasu słuchacza na niego (przy takim natłoku premier) to dobra transakcja. Do tego warto zauważyć, że MNIMA nie jest znanym graczem podziemia. Oprócz wydanego w 2012 "Odczucia EP" trudno jest znaleźć jego wcześniejsze dokanania. Tym bardziej oklaski należą się Miuoshowi, który jako szef Fandango Records odkrył 22-latka i dał mu spory kredyt zaufania.

Aleksander pokazuje, że katowicki raper się nie pomylił. Debiutant czuje trendy i jest przekonany o swoich umiejętnościach. Bity są utrzymane w stylistyce dość nowoczesnej , jednak nie zapominając o klasycznych korzeniach. Uwagę przykuwa oparty na motywie automatowych gier "Sukces" , czy pędzące "Muszę zrobić to sam" . Szkoda tylko,że warstwa muzyczna przygotowana m.in. przez Stonę czy Sherl0cka czasem zlewa się ze sobą. Z takiej a nie innej dość jesiennej stylistyki wynika pewne zmęczenie materiału. Również dzięki  niejj możemy doświadczyć tak niepotrzebnych kwiatków jak pełne niepotrzebnego patosu gitary ("Young King") czy klawiszowe wstępy, budzące skoajrzenia z  z tabunami ulicznych raperów.

Jednak to gospodarz jest tutaj największym zaskoczeniem. Pokazał,że ucho do bitów to tylko jedna z jego licznych zalet. Bez wątpienia najwięcej uznania budzą śpiewane refreny. Debiutant zostawia w tyle podśpiewywanie na auto-tune'ach (którego oczywiście nie krytykuję) połowy sceny. Refreny, w których się udziela brzmią bardzo dobrze. Widać wiarę w swoje umiejętności wokalne. Jednak jest też świadomy swoich ograniczeń, zapraszając innych wokalistów takich jak frontman Comy, Piotr Rogucki (fatalność jego refrenu,to już inna sprawa) czy Maja Mai. Flow Aleksandra stoi na dobrym poziomie, raper nie wypada z bitów, nie nudzi na bitach wolniejszych, dobrze operuje emocjami w głosie. Jednak czasem zdarzy mu się zamulić w wolniejszych momentach, co męczy. Kolejnym zastrzeżeniem jest to,że szybszych momentów jest na lekarstwo,a jeśli gospodarz zmienia tempo to jest to tendencja spowalniająca. Jest to problem  ponownych przesłuchań, gdyż czasem ciężko jest dotrwać do końca albumu, a brak wystarczających ilości charyzmy gospodarza nie sprzyja temu.

Również operowanie słowem reprezentant Dolnego Śląska opanował na wysokim levelu. Potrafi zainteresować, chwycić za serce (genialne "Pręgi"), czy użyć sprawnego braggadacio ("Skąd on się wziął") . Naznaczony pewnymi przeżyciami, nie przypomina nowej fali marnych debiutantów doświadczonych wyłącznie odrzuceniem zaproszeń na studniówkę. Przez wersy przedziera się duża dawka inteligencji, potrafi nią błysnąć w linijkach takich jak: "Mówisz baranie, dzięki Tobie rap wstaje z martwych/ to jak gadanie że cyganie są filarem gospodarki/ ryje mi banie to nawijanie ze szmalem w tle/ kto ma kto nie, rozmowy głodnych hien" . Słowami tworzy pewną zamkniętą i spójną całość, w której ani Miuosh, ani Egotrue nie są w stanie zepchnąć go na dalszy plan. Jednak w tym poważnym klimacie trzeba znaleźć sobie pewien umiar i  zachować odpowiednie proporcje. Ich zaburzenie widoczne jest na tym krążku - co z tego, iż MNIA wyrzuca z siebie kolejne przykre fakty na temat samego siebie,swojej przyszłości i swojego charakteru jeśli jest tego nadmiar ? Powoduje to tylko i wyłącznie przemęczenie słuchacza.

Na zakończenie, główny bohater tekstu puka do bram rapowej pierwszej ligi. Jego debiut jest zadowalający i spójny, jednak raper musi nauczyć się dawkować pewne rzeczy. Płyta zasługiwała by na wyższą ocenę,gdyby była krótsza,a przez to nie przeładowana. Urozmaicenie szybszymi podkładami również wyszłoby mu na dobre.

Ocena: 6,5/10

czwartek, 3 października 2013

Flint - Stary, dobry Flint (2013) - Recenzja

Trzecia płyta tego stosunkowo młodego MC ma prawie wszystkie elementy, by stać się dobrą i solidną pozycją. Prawie. Bo cóż z dobrego ucha do bitów, klasycznego,acz nie mdłego brzmienia,jeśli brak czegoś równie ważnego - charyzmy ? Przez ten fakt, słuchając tej płyty czułem się jak obca osoba obserwująca bójkę na przystanku. Coś się dzieje, powinienem reagować na sytuację, lecz  ta nie wpływa na mnie w żaden sposób. Jest i nic ponad to.

  A szkoda, bo krążkiem 23-latka nie sposób się zmęczyć przy jednym odsłuchu.
Pomijając intro i outro, mamy tutaj 10 utworów, które zdradzają potencjał autora. Oprócz wspomnianych wcześniej, dobrych, nawiązujących do klasyki bitów (m.in. Szczura,Milionów Decybeli, Luxona i przewijającego się w większości numerów Barthvadera) gospodarz dysponuje sprawnym flow, porządną liryką i co najtrudniejsze dla rapera znad Wisły - dobrymi i nie męczącymi  refrenami. Te rapowane nie sa toporne, wpadają w ucho ("Desiderata") , a śpiewane niesamowicie oddają klimat "Muszę Dostać Skrzydeł". Jeśli chodzi o treść, to nie odkrywa się tutaj niczego nowego, ale takie a nie inne teksty ukazują kolejną zaletę rapera. Flint nie jest uciążliwy i  wtórny  we wspominkach, opisach swojego środowiska ("Blok"), czy kawałkach wpadających w motywowanie (znów "Desiderata" i "Muszę Dostać Skrzydeł" . Nie jest w tym nachalny, jego  rady nie budzą uśmiechu politowania,gdyż mówi do nas jak starszy brat, który swoje w życiu przeszedł, lecz również nie jest osobą wiedzącą wszystko.

Jeśli więc jest tak dobrze, to czemu jest tak źle ? Ano dlatego, iż z tych wszystkich wyżej wymienionych elementów nie wynika zbyt wiele. Nie uświadczyliśmy krążka wybijającego się ponad przeciętną nie uświadczyliśmy. Obrazy, które serwowane są przez  Flinta nie są nasycone dramaturgią i emocjami w ilościach odpowiednich, często ilość ta jest zatrważająco mała. Owszem nie oczekuję tutaj dawki ekshibicjonizmu w ilościach porównywalnych do Laikike1-na , ale mimo to należy oczekiwać czegoś więcej niż naszej ambiwalencji. O sprawach już omówionych można mówić z klasą,co udowodnił Te-trisowy "LOT 2011" . Jednak Flint nie poszedł śladami reprezentanta Siemiatycz. Zbyt często jesteśmy świadkami braku kreatywności, a nie  powrotu do korzeni, tak hołubionego ostatnio przez polskich raperów. Ten brak widać zwłaszcza gdy ze swoją zwrotką wjeżdża inny warszawiak, Muflon.Jeden z trzech rapujących zaproszonych gości (oprócz tego stawili się Pezet i Green) . Znany freestylowiec ze swoją niezwykle interesującą szesnastką wybija się ponad poziom nie tylko tego jednego utworu, ale również momentami ponad poziom całego krążka: "Bez konsekwencji bez morału,świat dalej idzie/ dzieciaki robią głupoty,sprzedałem im franczyzę", "Męczy mnie truizm, nie ma zła ani dobra/ wszędzie mentalny kubizm a rzeczywistość jest obła" . Zwrotki Pezeta i Greena zasługują na pochwałę, jednak nie są czymś bez czego ten materiał nie mógł się obyć.

Podsumowując, Flint ma warsztatowo wszystko by zgłosić akces do grona najlepszych w tym kraju, jednak pozostałe zagadnienia rapowego rzemiosła pozostawiają wiele do życzenia. Trzecia solówka nie rozczarowuje, jednak nie jest czymś, co przyciągnie uwagę na dłuższą metę i zagości w podsumowaniach roku 2013.

Ocena: 6/10